Wydawnictwo Muza: Agnieszka Pyzel - Okruchy lustra (recenzja)


Cześć 😊 Dziś bez przydługiego wstępu, skoro pogoda się trochę zepsuła to zapraszam na mocno klimatyczną powieść, osadzoną w czasach PRL.


 Lata 80 XX wieku. Michalina, gnębiona uczuciem do Allana Wysockiego, dobrze rokującego pisarza,  zawala egzaminy w szkole aktorskiej. To zamyka jej drzwi do świata warszawskiej sceny teatralnej, niepewna jego czuć  i bez propozycji zawodowych, ucieka do G. Tam w prowincjonalnym teatrze nabywa doświadczenia i przy okazji poznaje Maćka. Mężczyzna jest starszym od niej, bardzo utalentowanym aktorem, z którym gra główną rolę w przedstawieniu. W końcu wspólne próby, przeradzają się w uczucie, jednak kobieta nie potrafi zapomnieć o Allanie i ciągle do niego wraca, wymyka się na weekendy. Kiedy Maciek poznaje prawdę i odchodzi, jej świat obraca się w gruzy – a ona uświadamia sobie, że kochała obu mężczyzn.
 Los daje jej jeszcze jedną szansę, zagraniczny kontrakt, rola napisana dla niej, jednak pewnie nieporozumienia sprawiają, że i tym razem rezygnuje z ukochanego. Czy los da im trzecią szansę?



„Oczywiście nie będę odkrywcą, kiedy powiem, że kocha się jedynie raz, a cała reszta, która przychodzi później, te relacje pełne zauroczeń i namiętności, są jedynie poszukiwaniem owego dziewiczego uczucia, którego nie wróci już nic.”

 Okruchy lustra to mocno klimatyczna powieść obyczajowa, z silnym wątkiem nieszczęśliwej miłości. W opozycji do pustych sklepowych półek i braków, stoi przepełnione uczuciami serce Michaliny. 
W przeciwieństwie do blichtru sceny, postawione są brudne i zatłoczone dworce i pociągi.
 Kobieta ślepo i uparcie wierzy w miłość, opętana jest wręcz toksycznym uczuciem, obsesją. Pielęgnuje w sobie miłość do Allana, nie dając innym do siebie dostępu, pozostałe relacje są powierzchowne i znikają tak szybko jak się pojawiają. Potrafi wyjechać z dnia na dzień, nie żegnając się z nikim. Jej egzystencja polega na sinusoidzie wrażeń, szczęściu w momencie kiedy jest z ukochanym i depresyjnej tęsknocie, kiedy jego nie ma obok. Idealizuje często po czasie, osoby, zdarzenia – zatraca rzeczywistość.
 Allan jest natomiast lekkoduchem, raz kocha i wręcz poetycko o tym zapewnia, raz lekceważy i znika, jakby nigdy nie istniała. Nie dał Michalinie dostępu do swojego prawdziwego ja, a ona wie tyle ile on jej pozwala o sobie wiedzieć. Ta tajemnica, odpływy i przypływy uczuć sprawiają, że przyciąga ją jak magnes.


Miłość?- odparł Allan. Doskonale znam jej smak, zapach, jej kolory i pory roku, w których najsilniej trzyma i nie chce odpuścić, choćby człowiek był już bardziej samotny niż pies, bo obiekt jego miłości gdzieś sobie poszedł.”

 Autorka fenomenalnie buduje depresyjny klimat, oddający uczucia i życie bohaterki. Roztapiający się śnieg, błoto, brak towarów. Symbolem PRL staje się tu sałatka jarzynowa i wódka pita szklankami. Zaprasza nas do świata sceny, pokazuje, że aktorzy tworzą wielką rodzinę, która razem płacze i się śmieje, ale z drugiej strony to zamknięty świat – którego większość osób nie rozumie. Gdzie pod kolorowymi pawimi piórami, skrywają się zazdrość, rozpacz i morze alkoholu. Gdzie miesza się dzień i noc, a życie odliczają próby i premiery.
 Pierwszoosobowa narracja, prowadzi historię z pozycji bohaterki. Łatwiej pozwala zrozumieć co dzieje się w jej wnętrzu i wniknąć dogłębnie w ten kalejdoskop uczuć. Dobrze dobrane postacie, które są synonimem ‘tamtych’ czasów, świetna i dogłębna kreacja, a przy tym dialogi tak naturalne, jakby osobiście przysłuchiwało się rozmowom.
Książka jest trudna, jest przytłaczająca i pozostawia w czytelniku na długo jeszcze ten smutek, który przeziera z każdej strony. Myślę, że nie zrobię nadużycia jeśli napiszę, że ta historia domaga się ekranizacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, dziękuję, że dotarłeś aż tutaj. Czekam na Twoje zdanie w tym temacie, śmiało- będzie mi miło podjąć się dyskusji.

Copyright © 2014 Patriseria , Blogger