Wydawnictwo Skrzat: Dawid Ratajczak - "Jak wytresować kota. Historie prawdziwe"

Wydawnictwo Skrzat: Dawid Ratajczak - "Jak wytresować kota. Historie prawdziwe"

Hej. Dziś ostatni dzień lutego, moje postanowienia miesięczne wyszły średnio – napisałam odpowiednią ilość postów. Przeczytałam założoną ilość książek, ale reszta wypada słabo. Muszę chyba zacząć małymi krokami, a nie rzucać się na głęboka wodę. Dziś mam książkę, która mnie zaskoczyła.
 Poznajcie Krokieta, którego waga spędza sen z powiek właścicieli. On sam natomiast martwi się tylko o pełną miskę, w całym tego słowa znaczeniu.
Uparty Szajba, tak łatwo nie pozwoli odgonić się od choinki. Swoje niezadowolenie będzie zwiastował głośnym miauczeniem – czyli jak zawsze.
Lucjan poczuje zew natury i powiew świeżości, zawstydzając swojego właściciela i ściągając uwagę połowy osiedla.
Pewien jegomość znajdzie nowy dom, a Fafik nie da się przekonać do brania leków zgodnie z zaleceniami lekarza.
 Jak wytresować kota? Historie prawdziwe to kolejna propozycja od Wydawnictwa Skrzat. Uczciwie przyznam, że nie znam innych książek z tej serii, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Po cichu liczyłam, że będzie to poradnik, który pozwoli mi opanować moje dwa sierściuchy, a otrzymałam zabawny zestaw prawdziwych historii kotów i ich właścicieli.
Kto ma kota ten wie, że to nie kot mieszka u niego, a na odwrót.
 Książkę czyta się szybko, jest napisana  w świetnym stylu, a prawie każda historia wywołuje w nas salwy śmiechu. Ciekawi bohaterowie i ich potyczki z poskromieniem kociej natury, sprawią, że to co początkowo wydawało się zabawne, okazuje się tak posobne do tego co każdy właściciel kota przeżywa w swoim domu.
 Myślę, że kociarze i fani tej serii nie będą zawiedzeni.

Wydawnictwo Kobiece: Alicja Sinicka - Stażystka

Wydawnictwo Kobiece: Alicja Sinicka - Stażystka


Cześć 😊 Wraca po tygodniu nieobecności, w tym czasie przeczytałam trzy książki – więc wynik całkiem przyjemny. Jak pewnie już niektórzy zauważyli, nie zamykam się przed żadnym gatunkiem literatury. O sięgnięciu
 przeze mnie po jakąś książkę decydują zazwyczaj dwa czynniki: streszczenie na okładce + losowo wybrany fragment ze środka (czy styl autora mnie porwie), jeśli kupuję książkę online i nie mam możliwości przeczytania fragmentu to wtedy czytam opinie na portalu Lubimy Czytać.
Jednak kiedy na portalu www.czytampierwszy.pl pojawiła się przedpremierowo Stażystki, opis był tym co mnie zaintrygowało.

„Podchodzi do recepcji, nie odrywa ode mnie wzroku. Mam wrażenie, że właśnie przekracza granicę między dwoma światami. Przed sekundą był jeszcze na słabszej pozycji względem niejakiego pana Piotra, któremu wyraźnie się tłumaczył, a teraz powoli nabiera mocy. Staje się wielkim Markiem Skalskim. Panem tego zakładu, człowiekiem dyktującym wszystkie reguły toczącej się tu gry.”


  Klaudia skończyła studia i marzy o dobrze płatnej pracy. Te pragnienia potęguje jej przyjaciółka Marta, z którą chce założyć własną siłownię we Wrocławiu, a do tego potrzebny jest spory kapitał. Więc kiedy pojawia się propozycja dobrze płatnego stażu, nie zastanawia się ani chwili. Tak ląduje w Oławie, w firmie produkującej hełmy ochronne.
 Każdego dnia jej nowy szef zbliża się do niej coraz bardziej, opętany potrzebą symetrii kontroluje wszystko co dzieje się w firmie. Imponując jej coraz bardziej. Dziewczyna bez problemu podejmuje tę grę, zwłaszcza, że była już niejednokrotnie kochanką. Co zaskakujące, jego żona wie o jego fascynacji nową pracownicą i według zapewnień nie ma nic przeciwko.
 Oliwy do ognia dolewają anonimy z pogróżkami, głuche telefony i fakt, że ciało poprzedniej stażystki znaleziono w nurcie Odry. Czy nowi pracodawcy ukrywają jakiś mroczny sekret.

„Jak zawsze rozbroił mnie pewnością siebie, okiełznał psychologiczną grą. Wkrótce to samo zrobi jej. Po dzisiejszym dniu mam poważne wątpliwości, czy uda mi się do końca patrzeć na wszystko z założonymi rękami. Nadrabiać miną, emanować dobrymi manierami i spokojem.”

 Do Stażystki  podeszłam z pewną rezerwą. Od pierwszych stron miałam już jasno ustalone jak potoczy się akcja i kto tu jest czarnym charakterem, nawet kiedy byłam już w ¾ książki, dalej nie zmieniałam swojej tezy, bo akcja na to nie wskazywała. Jednak byłam na tyle ciekawa zakończenia, że czytałam dalej. Naprawdę nastawiłam się na duży zawód i już liczyłam na triumf, że przejrzałam autorkę, a tu czekało mnie ogromne zaskoczenie pod sam koniec. Nie spodziewałam się tego i za samą końcówkę 10/10!
 Wróćmy jednak do początku. Narracja prowadzona jest dwupoziomowo. Z jednej strony już wyżej wspomnianej Klaudii, która liczy na to, że dzięki stażowi się wzbogaci, a jeśli przy tym ma mieć przyjemność – nie przeszkadza jej to, do pewnego dnia. Wychowywana przez matkę prostytutkę, która przedwcześnie zmarła na raka, sama niejednokrotnie zostawała ‘panią do towarzystwa’. Kiedy jednak dociera do niej, że ktoś na kim jej zależało, stwierdza, że „ku*estwo ma we krwi” – postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie.
 Z drugiej strony swoją opowieść snuje Ewa Skalska. Podziwiana przez sąsiadów i przyjaciół. Idealna matka i pani domu, przyciągająca zazdrosne spojrzenia i onieśmielająca innych. Od początku wiadomo, że ma jakąś tajemnicę, że walczy z czymś wewnątrz siebie. Od wstępnej niechęci do końcowego przerażenia, takie uczucia wzbudza w nowej pracownicy. Natomiast w czytelniku wzbudza jakiś niepokój, wyczuwa się duże wahanie emocjonalne, jakąś niestabilność.
Trzecią osobą dramatu jest Marek Skalski, poznany z perspektywy kobiecych postaci. Pracoholik z manią kontroli i symetrii. Wszystko musi mieć swój idealny odpowiednik, bo tylko ład gwarantuje spokój. Jego dzieci, bliźniacy muszą nosić takie same ubrania, kwiaty muszą być takie same  po obu stronach domu.
 Nie wiem jak autorka to zrobiła, ale w sposób fantastyczny tworzy Skalskich. Oboje już od początku jawią się jako czarne charaktery. Marek wydaje się bezwzględny, żyjący według zasad. Ewa sprawia wrażenie psychopatki, ponoszą ją emocje, staje się nieobliczalna po alkoholu, a miłość do męża przybiera formę fanatyzmu. Pomimo, że akcja jest raczej statyczna i nie ma dużych zwrotów akcji, napięcie powoli wzrasta. Kiedy dochodzi do scen intymnych, nie mają one nacechowania erotycznego, a jest w nich coś co przeraża czytelnika i wzmaga klimat grozy.
Myślę, że to jeden z lepszych  polskich psychologicznych thrillerów jakie ostatnio czytałam.

Wydawnictwo Znak: Kristy Cambron - Motyl i Skrzypce

Wydawnictwo Znak: Kristy Cambron - Motyl i Skrzypce


Cześć😉 Ostatnio półki w księgarniach uginają się od propozycji inspirowanych (najczęściej jednak nie) prawdziwymi wydarzeniami, które miały miejsce w obozach zagłady i całym okresie holocaustu. Nie mam nic do zarzucenia takim książkom, o ile obozy koncentracyjne, nie są przedstawione jak kolonie letnie o zaostrzonym rygorze.

'Bóg darowuje ludziom talenty, które w nich dojrzewają i sycą się siłą ducha nawet pośród wszechogarniającego mroku. Kwitną w dolinach życia i ignorują szczyty. Rozwijają się niczym kwiaty ogrzewane ciepłymi promieniami słońca.'

 Sera James jest właścicielką galerii sztuki i poszukuje obrazu, który widziała w dzieciństwie. Obraz jest dla niej łącznikiem z przeszłością, a dokładniej z dzieciństwem. Kiedy udaje jej się odnaleźć jego kopię okazuje się, że oryginału poszukuje ktoś jeszcze, a znalezienie jego właściciela może wiązać się z dużymi pieniędzmi.
Z drugiej strony, chce poznać historię sportretowanej kobiety - Adele von Bron. Austriacka skrzypaczka, trafiła do Auschwitz, bo sprzeciwiła się ojcu – nazistowskiemu generałowi i złamała prawo pomagając żydom. Ze świata blichtru, gdzie była rozpoznawana na ulicy, ulubienica narodu trafiła do zapleśniałych baraków, gdzie każdy dzień był darem od Boga. Niestety ślad po niej, urywa się w 1944r.
 Sera będzie musiała zmierzyć się z demonami przeszłości, pogodzić się z upływającym czasem i ponownie zaufać, pomimo serca, które ciągle jest złamane. Czy uda jej się opuścić własną strefę komfortu i zacząć wszystko od nowa?
 Nie wiem dlaczego, ale kiedy zobaczyłam, że pojawiła się taka pozycja jak Motyl i Skrzypce byłam pewna, że będzie ona opisana na faktach. W rzeczywistości okazało się, że książka jest fikcją, umiejscowioną na osi czasu prawdziwych wydarzeń.  Kristy Cambron jest fanką okresu drugiej wojny światowe, ta fascynacja powstała już podczas studiów i to widać w jej powieści.
Nie sili się ona na wygładzenie, jej opowieść jest boleśnie prawdziwa, a opisy przerażają. Widać znajomość tego okresu, dobry research i oddanie trwogi chwili.
 Z dużym powodzeniem zastosowała dwupoziomową narrację, nie tylko uatrakcyjniając całość, ale także nie tracąc wątku i chronologii. Z jednej strony widzimy świat oczami Adele, ulubienica publiczności żyje w bańce mydlanej. Ma wszystko o czym mogą marzyć jej ówcześni; sławę, bogactwo i powodzenie. Dzięki znajomości z Vladimirem Nicolai zaczyna zmieniać swój światopogląd, a kiedy dochodzi do tego, że jej przyjaciółka żydowskiego pochodzenia musi się ukrywać, jest skłonna postawić się wartościom wpajanym przez rodziców.
 Z drugiej strony przedstawiona jest akcja ze strony Sery, siedemdziesiąt lat po wydarzeniach w Auschwitz. Właścicielka galerii sztuki ma obsesję na punkcie obrazu, który widziała jako dziecko. Poszukiwania traktuje jak formę terapii.
 Pisarka zręcznie prowadzi wątki, nie cofa się w wydarzeniach, nie wprowadza chaosu. Obie historie przenikają się wzajemnie w różnych punktach, po to by finalnie się dopełnić.
Umiejętnie wpłata także wątki romantyczne, są subtelne, czyste i niewinne. Nie razi tu zestawienie śmierci i miłości, nie przekracza granicy smaku. Pokazuje, że miłość uszlachetnia i pozwala przetrwać najcięższe chwile.
 Dużo miejsca zajmuje także wątek wiary i Boga, wielokrotnie postacie opierają na nim swoje doświadczenia i powierzają mu siebie. Ufają bezgranicznie i pozwalają by je prowadził – zawierzają mu.
  Motyl i Skrzypce jest pozycją godną uwagi, ponieważ autorka nie zakłamuje rzeczywistości, nie wygładza. Spójność, porządna budowa bohaterów i bardzo plastyczny opis rzeczywistości, to wszystko znajdziecie w tej książce. Serdecznie polecam.

Wydawnictwo Dlaczemu: Magdalena Harnatkiewicz - Ekorodzina

Wydawnictwo Dlaczemu: Magdalena Harnatkiewicz - Ekorodzina

Cześć 😊 Przetrwaliście dzisiejszy dzień? U mnie było ciężko, cały weekend sprzątałam, a kiedy w końcu udało mi się usiąść z książką – to zarwałam noc. Myślę, że już jutro będę mogła bliżej przybliżyć, to co przeszkodziło mi spać. Jednak dziś mam propozycję dla najmłodszych od Wydawnictwa Dlaczemu.

 Wiecie kto to jest Ekorodzina? To ja Wam napiszę, to rodzice i dziewięcioro dzieci. Każdy z członków tej rodziny jest bardzo specyficzny i dobrze znany; bo to planety naszego układu słonecznego.
 Jest Mama Słońce i Tata Księżyc i wszyscy żyją w zgodzie, ale mają jedno strapienie. Ich mała siostra Ziemia, choruje. Ludzie, którzy ją zamieszkają nie dbają o nią odpowiednio, a ona sama nie wie już co ma robić.
 Ekorodzina jest książką, która ma za zadanie zwiększać świadomość ekologiczną dzieci i zmusić do dialogu w rodzinie na temat dbania o środowisko. Autorka wspomina o wizycie Grety w Katowicach (osobiście nie uważam tego za dobry przykład, ale to innym razem). Porównuje pory roku, do etapów życia ludzkiego.
 Mam nieodparte wrażenie, że w tej książce panuje trochę chaos. Autorka żongluje tematami, dużo pisze o powstaniu Ziemii, o zabawach i korelacjach między planetami, ale za mało jednak jest prostych wskazówek jak o tę Ziemię dbać. Odsyła co prawda do Internetu, podaje jakie frazy będą przydatne przy poszukiwaniach, ale czy nie lepiej byłoby po prostu podać je pomysły i je objaśnić?
Pochwalić muszę za przepiękne ilustracje Marty Zawieruchy, które dopełniają całości. Bardzo podobają mi się proste, kolorowe i tak przypominające starą szkołę graficzną rysunki. Oddają tekst i pozwalają łatwiej go wytłumaczyć i zrozumieć młodym czytelnikom. 
Dodatkowy plus za twardą oprawę i poręczny format - książka posłuży nam przez dłuższy czas.
Myślę, że jest to ciekawa pozycja, dla mnie to takie 3/5 punktów.

Wydawnictwo SQN: Aneta Jadowska - Przygody małego Duchołapa.

Wydawnictwo SQN: Aneta Jadowska - Przygody małego Duchołapa.

Cześć 😊 mam nadzieję, że odpoczywacie spokojnie w ten piątkowy wieczór. Mam dziś dla Was naprawdę przyjemny komiks od Anety Jadowskiej. Myślę, że wszyscy fani Dory Wilk i Witkacego będą ukontentowani, bo zawarta w nim jest geneza szamana.

 Pewnego dnia do bawiącego się w piaskownicy dziewięciolatka dołącza dwójka innych dzieci. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie okazało się, że nowi przyjaciele są duchami. Witkacy musi wracać do domu, postanawia jednak zabrać nowych przyjaciół ze sobą, od tej pory zamieszkają oni w jego pokoju. Ta przyjaźń nie miałaby żadnych złych stron, gdyby pewnego dnia, ktoś bliski chłopcu nie miał wypadku. Bowiem okazało się, że nowi przyjaciele z chęcią zaopiekują się nim po drugiej stronie, nawet wbrew jego woli. Teraz Witkac będzie musiał znaleźć inne duchy, by dowiedzieć się jak pomóc krewnemu.


Przygody małego Duchołapa to przepięknie ilustrowany komiks. Miękka kreska, akwarelowe plamy, które się przenikają i idealnie ze sobą współgrają. Duży format (A4), wyraźny tekst i niesamowita historia. Kiedy ją zamawiałam (z portalu www.czytampierwszy.pl), byłam pewna, że otrzymam typową książkę dla dzieci napisaną prozą, a nie  bardzo estetycznie wykonany komiks.
 Podoba mi się ogólna historia, która przeznaczona jest dla większych dzieci. Główny bohater ma dziewięć lat, jednak myślę, że wiek odpowiedni dla czytelnika to ok 11-12. Autorka porusza kwestie duchów, śmierci i odchodzenia bliskich. Stara się to robić dosyć łagodnie, ale brakuje tu rozwinięcia pewnych kwestii. Do tego bohater sam porusza się po cmentarzu, okłamując swoją mamę, czy wychodząc z mieszkania w nocy – nie jest to najlepszy przykład. Wiem, ze nie każda książka musi mieć funkcję edukacyjną, ale młodsze dzieci mocno mogą się inspirować brawurą Witkaca.
Żeby być sprawiedliwą, uczciwie muszę przyznać, że świetnie się bawiłam, poznając przygody młodego Witkaca i jego pierwsze spotkanie z duchami.
Fajnie gdyby okładka była twarda – łatwiej by się ją przechowywało na półce i użytkowało w czytaniu.
Wydawnictwo SQN: Adam Higginbotham - O północy w czarnobylu. Nieznana prawda o największej nuklearnej kaastrofie.

Wydawnictwo SQN: Adam Higginbotham - O północy w czarnobylu. Nieznana prawda o największej nuklearnej kaastrofie.

Cześć 😊 O Czarnobylu słyszał (prawie) każdy, a to za sprawą elektrowni atomowej o tej samej nazwie. ZSRR miał wielkie plany, by dać upust swojej gigantomanii, chciał zbudować największą elektrownię atomową na świecie, ale wybuch jednego z reaktorów w 1986r pokrzyżował te plany. O północy w Czarnobylu to efekt tytanicznej pracy autora.

"Gdy w niedzielę nad Czarnobylem wschodziło słońce, generał miał do swojej dyspozycji kryzysowe siły powietrzne liczące osiemdziesiąt helikopterów i czekające na rozkazy na czterech lądowiskach wokół elektrowni, a reszta była w drodze z różnych baz na terenie Związku Radzieckiego. Antoszkin nie zmrużył oka od ponad doby."
 Kiedy pierwszy raz Wiktor Briuchanow  stanął  na zamarzniętej łące, nieopodal zlewiska rzeki Prypeć, nie sądził co przyniesie mu przyszłość – wiedział jedno, że jest dyrektorem jednej z największych elektrowni atomowych na świecie. Był tylko jeden problem – musiał wybudować zarówno elektrownię, jak i miasto, w którym mieli mieszkać pracownicy. W iście zastraszającym tempie, bo już 13 lat później stał w tym samym miejscu, pod ratuszem miasta Prypeć, a w pobliżu działało sześć z ośmiu zaplanowanych reaktorów.
 Droga do celu nie była łatwa. Początkowo wszyscy mieszkali w leśnych chatkach, bez udogodnień. Jednak wraz z przyrostem mieszkańców i postępem pracy, powstawały betonowe blokowiska, place zabaw, parki, kina, sklepy. Elektrownia rosła w oczach, jednak prace były notorycznie opóźniane przez brak zaopatrzenia. Okazywało się, że trzeba było zmieniać projekt i używać niedozwolonych materiałów, przez niedobory. Słaba jakość osprzętu i prefabrykatów, generowała kolejne problemy.
 Jednak mieszkańcy żyli tam jak w bajce. Gdy całe ZSRR walczyło z niedoborami i reglamentowaniem towarów, W Prypeci w sklepach można było kupić, nawet zachodnie gazety. Wszystko jednak skończyło się wraz z nieudanym testem reaktora nr 4.


 Ta książka jest o propagandzie, bezmyślnym wykonywaniu rozkazów, wyższości poglądów politycznych od kompetencji, braku realnego planu i „bylejakości”.
Przez lata prawda o katastrofie była zacierana, jednak z czasem ludzie domagali się więcej, wzrosła świadomość społeczeństwa i głód informacji. Autor poświęcił 10 lat na zbadanie tego tematu, przejrzał dokumentację, rozmawiał ze świadkami – jednym słowem przeprowadził profesjonalne śledztwo, którego efektem jest naprawdę dobra książka. Musiał przebić się przez propagandę, która zaskakuje z jednej strony, a z drugiej przeraża.
 Nie wierzyłam do końca w porównania do thrillerów, znajdujące się na okładce – w formie blurów, ale muszę przyznać im rację. Książka wciąga od pierwszych stron. Szczegółowość i kompetencja powala na kolana. Bohaterowie, dialogi są dobrze dopracowani, a opracowanie w formie grafik i schematów pozwala odnaleźć się  w opisach.
Sam materiał to ok 120 stron przypisów, dochodzi do tego krótka charakterystyka głównych postaci.  W obliczu takiej tragedii, wychodzi bohaterska postawa niektórych osób, które ratowały nie tylko bieżących poszkodowanych, ale także zapobiegały eskalacji problemu i kolejnym wybuchom. W opozycji pojawiają się oczywiście czarne charaktery, które mają brak poszanowania do ludzkiego życia, bo najważniejsze jest dobro Państwa i jego ogólna kondycja.
Naprawdę serdecznie polecam, jest to chyba najlepszy dokument jaki udało mi się czytać. Mój egzemplarz pochodzi z portalu www.czytampierwszy.pl
Wydawnictwo Marginesy: Heather Morris - Podróż Cilki

Wydawnictwo Marginesy: Heather Morris - Podróż Cilki


Cześć 😊 Wracam na dobre tory, więc dziś do porannej kawki mam dla Was kolejną propozycję czytelniczą. Pod koniec 2018 roku sercami czytelników zawładnęła historia Lalego i Gity, czyli Tatuażysta z Auschwitz. Już na początku tego roku, a dokładniej 15.01 mogliśmy przeczytać jego kontynuację, czyli Podróż Cilki.

'Cilka sądzi, że po prostu przyszła "jej kolej". Ma osiemnaście lat i wierzy, że tamci zrozumieją – nie było innego wyjścia, zrobiła to, co zrobiła, żeby przeżyć. Nie miała wyboru, inaczej czekała ją pewna śmierć. Teraz może tylko mieć nadzieję, że wkrótce będzie mogła wrócić do domu w Czechosłowacji i zostawić to wszystko za sobą.'

Cecylia Klein, przez przyjaciół zwana Cilką myśli, że wyzwolenie obozu zakończy się dla niej spokojem – w końcu przeszła już zbyt dużo, jak na jednego człowieka. Przesłuchanie przez bezpiekę, ma być dla niej tylko formalnością i ostatnim etapem przed wolnością. Jednak zamiast drzwi do nowego życia, widzi drzwi do kolejnego wagonu. Tym razem jednak, jej podróż ma skończyć się w oddalonej o tysiące kilometrów Syberii. Ponownie musi się nauczyć życia w niecodziennych warunkach, gdzie każdy dzień może przynieść śmierć. Nawiąże nowe przyjaźnie, a jej waleczne serce nie będzie obojętne na krzywdę innych.

'Cilka siedzi w bloku, jak najbliżej piecyka, który ogrzewa pomieszczenie. Już wie, że zwróciła na siebie uwagę. Inne kobiety, które były w stanie chodzić, w tym jej przyjaciółki, zostały kilka tygodni wcześniej wyprowadzone siłą z obozu przez SS. Na miejscu zostali tylko wychudzeni jak szkielety chorzy więźniowie i dzieci. No i Cilka.'


 Szczerze mówiąc, gdy usłyszałam o kolejnej książce autorki, to nie mogłam sobie przypomnieć kim była Cilka. Pomimo, że była to ważna postać dla Gity i Lalego, mi nie utkwiła w pamięci. Jednak już po kilku stronach, przypomniałam sobie o tej waleczniej duchem osóbce.
Czy podobała mi się książka? Tak. Nie oceniam tu strony i autentyczności historycznej, ale autorka chyba odrobiła lekcję, bo na wstępie już wspomina, że opowieść jest fikcją inspirowana postacią Cecylii.
Całość jest napisana przyjemnym stylem, opowieść jaką tworzy pisarka, wciąga i sprawia, że chce się więcej. Postacie są realistyczne i żadna nie zajmuje zbędnego miejsca w powieści. Relacje jakie tworzą między sobą są niezwykle plastyczne i emocjonalne. Heather Morris udaje się stworzyć uczucia, które są odczuwalne. Potrafi tak poprowadzić akcję, że wyczuwa się nastroje i uczucia towarzyszące. Całą książkę opiera na postaci Cilki, którą czasami wręcz gloryfikuje – to nie do końca mi się podoba. O ile jest ona główną postacią, to centralizacja wokół jej osoby trochę psuje całość.
 Nie podoba mi się też wizja gułagu, która jest dosyć subtelna. Z kartek nie przeziera beznadzieja, smutek, głód. Wszystkie to o czym wiemy zaciera się. Z powieści wyłania się obraz miejsca, w którym najgorszą rzeczą jest gwałt lub ciężka praca. Nie ma nic o zniszczeniu psychicznym, pracy ponad siły. Umieranie prawie nie występuje. To bardzo wygładzona i zniekształcona wersja historii – o tym trzeba pamiętać czytając tę książkę.
Mój egzemplarz pochodzi z serwisu www.czytampierwszy.pl

Wydawnictwo Mazowieckie: Majka Milejko - Klub Fanek W.M. Oliwia

Wydawnictwo Mazowieckie: Majka Milejko - Klub Fanek W.M. Oliwia


Cześć 😊 Czasem mam tak, że jak widzę promocja, to nie mogę się pohamować i właśnie to przez promocję punktową (tak, są takie), na portalu www.czytampierwszy.pl trafiłam na książkę Klub Fanek W.M. Oliwia. Początkowo omijałam ją scrollując propozycje książek do recenzji, ale skuszona rabatem, dałam jej szansę i…. nie żałuję.


 'Chciałam być normalną nastolatką, marnującą czas na oglądanie seriali na Netflixie. Nastolatką, która ma jakiekolwiek przyjaciółki, chłopaka i żyje spontanicznie, a nie pod dyktando. A żyjąc zgodnie z oczekiwaniami rodziców co ja właściwie miałam? Mój plan dnia wypełniała szkoła, prawie każdego popołudnia korki i zajęcia przygotowawcze, a na koniec nauka do późnej nocy. Może dlatego mój wzrok już był na tyle słaby, że nosiłam zamiast okularów denka od butelek.'

 Oliwia to tytułowa bohaterka i nie przedłużając nerd. Dziewczyna jest w drugiej klasie liceum, ale już wie, że będzie studiować medycynę – przynajmniej tego chcą jej rodzice, lekarze i właściciele prywatnej kliniki. Olimpiady historyczne i biologiczne to dla niej nowość i bułka z masłem, całe dnie spędza nad książkami, dzieląc je na cotygodniowe oglądanie ukochanego serialu, w którym gra bożyszcze nastolatek Wiktor Markos. W tajemnicy przed rodzicami spotyka się też z dwiema przyjaciółkami, które poznała właśnie między innymi dzięki forum dla fanek serialu.
 Za namową przyjaciółek zakłada aplikację randkową, dzięki, której poznaje Patryka, z którym rozumie się bez słów. W tym samym czasie gubi także podręcznik do historii, a bardzo przystojny znalazca, koniecznie chce go jej oddać. Co z tego wyniknie?


 Jestem pozytywnie zaskoczona tą książką. Majka Milejko tworzy przyzwoitą młodzieżową historię z ciekawymi postaciami. Trójka przyjaciółek, całkowitych przeciwieństw, które znajdują wspólny język. Ich rozmowy potrafią rozbawić do łez, a cięty i inteligentny język niejednokrotnie rozbawić.
Milka jest uzdolnioną projektantką i symbolem spełniania marzeń, kroczenia własną drogą. Alicja, w przyjaciółkach czuje wsparcie, ponieważ nie ma go w rodzinie. Jej krewni są sławni, urodziwi, a ona czuje się gorsza, nie chcąc w tym uczestniczyć.
Bardzo podoba mi się ten realizm w bohaterach. Dziewczyny są młode, dopiero wkraczają w świat relacji damsko – męskich. Pojawiają się pierwsze sympatie, idole, ale to wszystko jest niewinne, bez niepotrzebnych podtekstów. Oliwia gra tu pierwsze skrzypce. Fajnie zbudowane są jej relacje z rodzicami, rozmowy jakie prowadzą. Zderzenie ich oczekiwań z jej marzeniami. Na naszych oczach rodzi się młoda kobieta, która wyrywa się spod kurateli, ale nie robi tego w zły, czy buńczuczny sposób. Pisarka pokazuje, że warto kierować się uczciwością, zwłaszcza wśród bliskich, bo kłamstwo ma krótkie nogi i kilka razy nasze postacie się o tym dowiadują.
Autorka kończy swoją historię w takim momencie, że trzeba sięgnąć po kolejną część by znać zakończenie. Polecam!

Wydawnictwo SQN: Jakub Ćwiek - Stróże. Brudnopis Boga.

Wydawnictwo SQN: Jakub Ćwiek - Stróże. Brudnopis Boga.


Cześć 😊 Miałam ostatnio, krótką przerwę, spowodowaną małym city breakiem do Londynu. Kocham to miasto, a skoro przyszło mi podróżować w chmurach to nie odbiegam od tematu – Stróże. Brudnopis Boga, jest jak zwykle świetną propozycją Jakuba Ćwieka.

Podszedł do krawędzi, walcząc z pokusą, by wzlecieć na zdobytych skrzydłach ku niebu. Poczuł, że gdyby chciał, mógłby to zrobić, wystarczyłoby wyrazić takie pragnienie.”

W anielskiej hierarchii odczuć można niedostatki, zwłaszcza wśród tytułowych Stróży – jest ich zbyt mało by opiekować się każdym człowiekiem, dodatkowo okazuje się, że ktoś eliminuje kolejnych przedstawicieli tej jednostki.
 Jedna braki kadrowe trzeba zapełnić innymi, dlatego do Zadry – przepisowego Stróża zostaje przydzielony  Butch – osiłek, który niewiele mówi. Razem będą troszczyć się o podopiecznych tego pierwszego, ale także będą nadzorować innych. To początek niełatwej przyjaźni, zwłaszcza jeśli wkroczą w nią demony.


Jakub Ćwiek w swoim stylu wprowadza nas w stworzony perfekcyjnie świat. Stróże to rozszerzenie do Kłamcy, ale myślę, że z powodzeniem można czytać te serie osobno.
Pewnie będę się powtarzać, ale Ćwiek jest symbolem polskiej fantastyki – przynajmniej dla mnie. Niezwykle plastyczna i realistyczna kreacja bohaterów, dialogi pełne werwy i nieprzewidziane zwroty akcji, sprawią, że pokochacie ten świat.
Myślę, że autor miał nietuzinkowy pomysł, który czasem budzi kontrowersje (zwłaszcza u tej bardziej radykalnej części społeczeństwa).. Przeplata biblijną wizję świata, z mitologicznymi postaciami i robi to naprawdę dobrze.
Podoba mi się relacja między głównymi bohaterami, emocje przesiąkają przez papier – czuć początkowo rezerwę, rodzącą się nić sympatii i oddanie. O to właśnie chodzi, literatura ma wzbudzać emocje, a tego nie można odmówić Brudnopisowi Boga.
 Skrzydlaci są z jednej strony bardzo ludzcy, a z drugiej prawie do ludzi niepodobni. Czytelnicy mają okazję przekonać się, że niektórzy potrafią stanąć po złej stronie mocy. Jeśli myślicie, że Ewa  była pierwszą kobietą, to jesteście w błędzie- ta książka Wam to wyjaśni, więc to kolejny powód by po nią sięgnąć.
Tę czytelniczą ucztę zawdzięczam portalowi www.czytampierwszy.pl

Copyright © 2014 Patriseria , Blogger