Xavier Guell- Uwięzieni w raju (recenzja).

Xavier Guell- Uwięzieni w raju (recenzja).

 Ponownie dzięki CzytamPierwszy.pl mogłam zanurzyć się w lekturze, widziałam, dostępnych jeszcze jest 5sztuk.
Miałam bardzo dużą ochotę żeby przeczytać tę książkę. Może dziwnie to zabrzmi, ale interesuje mnie tematyka holokaustu i drugiej wojny światowej.
Pierwotnie nawet myślałam, że jest to stricte opis prawdziwych wydarzeń, nawet po przeczytaniu opisu nie odniosłam odmiennego wrażenia.


  Akcja książki dzieje się dwutorowo; z jednej strony obserwujemy życie w obozie z perspektywy więźnia, z drugiej życie Niemców m. in. w Berlinie.
Więźniów poznajemy, gdy podróżują pociągiem, stłoczeni w bydlęcych wagonach. Bez dostępu do wody, jedzenia, świeżego powietrza czy toalety. Niektórzy nie wytrzymują tej podróży. 
 Z dnia na dzień podupadają na duchu, a ciężkie warunki sprawiają, że zaczynają doskwierać im choroby. To wtedy część z nich wpada na pomysł by z okazji zbliżającej się wizytacji Czerwonego Krzyża zrobić z Thieresienstadt obóz pokazowy; gdzie artyści mogą się realizować. Nie robią tego bynajmniej by przypodobać się Niemcom,  jedynie by wzmocnić morale i dać sobie siły do walki o każdy dzień.
Muzycy zamknięci w obozie koncentracyjnym tworzą swój własny świat.
 Z drugiej strony poznajemy świat gdzie wojna jest nieodczuwalna. Młodzi Niemcy, zdobywają wykształcenie, pną się po szczeblach kariery i ucztują. Wojna jest, ale gdzieś tam w tle, mówi się o niej, ale nie czuje się zagrożenia- co więcej większość wierzy w niezwyciężoność swego narodu.
 Jednak te dwa światy ścierają się, za sprawą uwięzionego w obozie dyrygenta światowej klasy - Hansa Krasy i młodej biolog Elizabeth von Leuenberg. Między tą dwójką wybucha gorące uczucie, co więcej jego spełnienie następuje jeszcze w obozie.
 Czy ucieczka z obozu jest możliwa? Ile niektórzy są w stanie poświęcić by osiągnąć cel?

Xavier Guell łączy fikcję i fakty, a jego umiejętności pisarskie sprawiają, że słowa płyną niczym muzyka.
Wykształcenie muzyczne autora nadaje książce specyficzny wydźwięk. Szczegółowa charakterystyka dźwięków, pomimo, że niezrozumiała dla laika wydaje się niezwykle atrakcyjna.

'Flecista Elmer zagrał długie 'a'. Początkowo był pod dźwiękiem, ale później dostroił je tak, by było porfekcyjne.'

Fantazja go nie opuszcza, opisy koncertów, sonat i przedstawień- w sposób tylko taki jak muzyk może opisać dźwięki.
To wszystko jednak skrywa historię o woli walki i przetrwaniu, gdzie piękno toczy nierówną walkę z terrorem.
Dialogi są poprowadzone w sposób bardzo naturalny, a bohaterowie są bardzo wyraziści.
  Hans jest pewny siebie, dla niego wojna i czas w obozie to także czas na rozprawienie się ze swoim życiem. Analizuje i rozkłada na czynniki pierwsze swój życiorys, często żałuje wcześniejszych wyborów. Jest lojalny wobec swoich przyjaciół i pracowity.
  Elizabeth wydaje się pewną siebie kobietą, mającą kontrolę nad swoim życiem. Jednak nieudane małżeństwo - wręcz z przypadku, kochanek, z którym nie umie zakończyć związku sprawiają odmienne wrażenie. Pracuje na co dzień w Instytucie i próbuje rozwikłać zagadki kodu genetycznego- by mieć kontrolę nad jakością urodzonych przyszłych obywateli. początkowo dumna ze swojej pracy z końcu, zaczyna wątpić w moralność badań i pozyskiwanych próbek.
 Smaczku może dodać postać Josepha Mengele, która jest ukazana w sposób wręcz odstręczający. Sceny seksu z jego udziałem są na granicy sadystycznych praktyk i to jest coś co mi przeszkadza. Specyficzne upodobania i surowość z jaką są opisane jakoś nie korespondują mi z całą historią.

'Elizabeth odrzuciła głowę na bok i zaczęła wymiotować. Mengele uśmiechnął się, odsłaniając dwie górne jedynki, i nie wyszedł z niej, dopóki nie osiągnął orgazmu.'

Mam wrażenie, że w ogóle wszystkie sceny seksu są napisane na prędce i słabo przemyślane.
Porównując np. Tatuażystę z Auschwitz, gdzie jest mocno rozbudowany wątek miłosny, i całość dobrze współgra ze sobą, tutaj widać znaczny dysonans i niedopasowanie.




Zbigniew Graczyk- Wózkiem przez świat ( recenzja ).

Zbigniew Graczyk- Wózkiem przez świat ( recenzja ).

Dzięki Czytam Pierwszy zamówiłam te pozycje w formie ebooka i to był błąd.
Sama forma jest dla mnie mniej przyjemna niż papierowa, do tego musiałam zainstalować aplikacje w telefonie. Od razu po przeczytaniu usunęłam aplikację- nie mam miejsca w telefonie na takie rzeczy. Szkoda, że nie można było wgrać pliku do innego nośnika- mam wbudowaną fabrycznie apkę Kindla.










Książka to spisane przez autora wspomnienia z jego podróży po świecie, którym towarzysza przyjaciele oraz jego 150kg wózek elektryczny.
Zbigniew Graczyk jest niepełnosprawny prawie od początku swojego życia, ale pomimo to walczy i stawia na swoim. Wydziera się chorobie i udowadnia, ze nie ma dla niego granic. Chyba, ze jego wózek nie może sobie z czymś poradzić. Autor odkrywa przed nami, pewnie nie bez obaw, swój świat. Swoją zależność od innych traktuje jak coś naturalnego- jestem pod wrażeniem.
Z lekkością wprowadza nas w swoją chorobę, opisuje jakby dotyczyła kogoś innego. Nie jest zgorzkniały, nie ma do nikogo pretensji.
Zbigniew Graczyk czerpie z życia tyle ile jest w stanie.
'Nie jestem fizycznie samodzielny, trzeba to jasno powiedzieć. Straciłem władzę w nogach, w rękach. Sam nigdy bym nie mógł przemierzyć tylu kilometrów.[...]Jestem ograniczony fizycznie, ale mam w pełni sprawną głowę.'
Moją jedyną ułomnością jest moje lenistwo i odkładanie rzeczy na później, dlatego z niezdrową ciekawością chciałam dowiedzieć się jak wygląda świat z perspektywy czterech kółek.
Całość określiłabym jako pamiętniki z podróży, podoba mi się ogólny styl autora. Sposób w jaki pisze i opisuje rzeczywistość jest bardzo przyjemny. Anegdotki potrafią rozbawić, ale także wzruszyć- gdy na drodze do marzeń staje ułomność.
Wiele ciekawostek, wręcz wskazówek podróżniczych sprawiają, że jest to dosyć smaczny kąsek. Osobiście marzyłam o Norwegii, teraz dopisałam koło podbiegunowe do tej listy i Teneryfę. Myślę, że skorzystam z polecanych miejsc i wystrzegę się przed tymi, których oglądanie jest stratą czasu.
'Na teneryfie, jak w każdym miejscu, na turystów czyhają... pułapki, czyli przereklamowane miejsca i obiekty, do których tłumy ciągną, nie wiadomo po co.'
Zdjęcia pejzaży dodają kolorytu.
Jedyne co mi przeszkadzało to brak takiej informacji od strony technicznej, na co zwrócić uwagę przy organizacji podróży. Co jest koniecznością, a co przeszkodą.
Zapraszam Was na blog i kanał youtube autora.
K. A. Linde- Zawsze przy tobie (recenzja)

K. A. Linde- Zawsze przy tobie (recenzja)

  Dzięki portalowi Czytam Pierwszy jest to pierwsza cześć z serii Mister Wright jaka przeczytałam.
Sutton jest młodą, piękną kobieta, mieszkającą we własnym domu i żyjącą z funduszu powierniczego. Jedyna skaza na tym obrazku jest tragiczna śmierć męża i samotne macierzyństwo. Poznajemy ja w pierwsza rocznice po wypadku. Chociaż minął zaledwie rok, ona wie, ze jest gotowa by pójść krok dalej i zacząć na nowo żyć.

'Pozostaniesz częścią mnie, Mavericku. Na dobre zatrzymasz kawałek mojego serca. Nie mogłabym cię nikim zastąpić i nie chcę tego robić. Ale myślę... Myślę, że potrzebuję czegoś więcej. Mam tylko 24lata. Nie mogę na zawsze zatrzymać się w tym punkcie.
-Chcę otworzyć nowe miejsce w sercu. Nosić cię ze sobą i znaleźć sposób, by dalej żyć.'
 Nie musi długo szukać. Na jej drodze staje przystojny David, który od roku pracuje w firmie jej rodziny. Ich związek jest dosyć burzliwy; rozstania i powroty spowodowane niezdecydowaniem Sutton i 'dobrymi radami' otoczenia. Kiedy wydawałoby się, że parze w końcu udało się porozumieć, na jaw wychodzą sekrety z życia Davida. Sutton nie wie czy David jest jej przyjacielem czy wrogiem. Nie pomagają im przyjaciele i rodzina, którzy próbują mieszać się w ich sprawy.
  Wydaje mi się, że autorka sama nie wiedziała, w którą stronę pójść. Dla mnie to takie połączenie Greya i książek Moyes.




Całkiem fajny pomysł na historię przeplatany jest ze słabymi opisami seksu.  
'Drgnęłam w odpowiedzi i właśnie wtedy poczułam go przez spodnie khaki. [...] Jego twardy wacek był tak... zapraszający'
 Chyba nic tak nie razi jak ten wacek. Nie wiem czy to pomysł autorki czy tłumaczki. Wydaje mi się, że w oryginale książka brzmi znacznie lepiej. Miało być pikantnie, a wyszło żenująco. Dodatkowo bohaterzy są płytcy i mało barwni.
  Sutton, sama nie wie czego chce. Raz jest twarda i zdecydowana, za chwilę pozwala by jej życiem sterowali inni. Żyje według ich wskazówek.  Jej wewnętrzne przemyślenia są wręcz irytujące. Rozdmuchiwanie problemów i szukanie przysłowiowej dziury w całym. Zamiast młodej kobiety, jej postać kreowana jest na nastolatkę.
  David, przystojny, bogaty i oczywiście skrzywdzony przez los. Ciężkie dzieciństwo sprawia, że niechętnie mówi o przeszłości (znacie to skądś?😒). Ma być męski, a przemyślenia i działania godne nastolatka. Nasz bohater tańczy tak jak zagra mu Sutton. Dodatkowo nie podejmuje żadnej decyzji bez konsultacji ze znajomymi. Na koniec ciężkie dzieciństwo obojga pozwala im być lepszymi ludźmi- co podkreślają.
  Miałam ochotę na fajny romans i się rozczarowałam. Po bumie na Greya większość autorek, próbuje kopiować styl E.L. James.  W środku książki podziękowania dla czytelników...bo to na ich prośbę powstała kolejna. Myślę, że pozycja może znaleźć upodobanie w grupie wiekowej 17+, ale grupa +25 zachwycona nie będzie.
Ja nie polecam. 




Copyright © 2014 Patriseria , Blogger