Burda książki: Hannah Beckerman - 'Gdybyś tylko wiedziała' (recenzja)
Cześć :) Zapomniałam całkowicie o `tej `recenzji, czekała spokojnie w kopiach roboczych. Więc zapraszam do porannej, sobotniej kawy.
Gdybyś tylko wiedziała’ autorstwa Hannah Beckerman często jest porównywane do twórczości Moyes, ja swój egzemplarz mam oczywiście z www.czytampierwszy.pl
Audrey umiera, zostało jej już niewiele czasu. Jej organizm pochłaniany jest przez raka, który atakuje kolejne narządy. Wykorzystuje czas, który jej pozostał w pełnym tego słowa znaczeniu. Zaczyna spełniać swoje marzenia, które zapisała jako szesnastolatka w pamiętniku. W dążeniu do celu pomagają jej wnuczki Wie, że musi się spieszyć, ale ma bardzo ważne zadanie do wykonania, musi pogodzić swoje córki. Jess i Lily nie rozmawiają ze sobą, a ich nastoletnie córki nie mają prawa kontaktu.
Jedna próba pojednania skończyła się karczemną awanturą; w przeszłości wydarzyło się coś, co nie pozwala Jess spojrzeć na Lily, nie chce mieć z nią żadnego kontaktu. Zwłaszcza, że uważa, że to wina Lily, że ich ojciec nie żyje.
‘Teraz z tamtego szarego wrześniowego dnia pamiętała tylko pełne gniewu przekonanie, że Lily nie powinna tam przychodzić. Po tym, co zrobiła, straciła prawo do opłakiwania ojca nad jego grobem.’
Za każdym razem kiedy Audrey próbuje porozmawiać z Jess na ten temat, kończy się to kłótnią.
Co takiego wydarzyło się w przeszłości, że dwie najbliższe sobie kobiety nie spędziły w swoim towarzystwie więcej czasu niż pięć minut w ciągu dwudziestu ośmiu lat?
Ta książka to wyciskacz łez, choroba, rozpad rodziny i liche próby jej połatania, ustępują walce o swoje marzenia i ideały. Przez większość książki wiemy, że coś się wydarzyło co spowodowało rozpad rodziny, a odkrywanie tej bolesnej prawdy odbywa się powoli.
Całość zbudowana jest jak dobry thriller; czekamy w napięciu na rozwiązanie zagadki, a informacje, które są szczątkowo udzielane sprawiają, że możemy wyciągnąć mylne wnioski. (Początkowo myślałam, że ojciec jest złym charakterem.)
Postacie, które zbudowała są wielowymiarowe. Stworzyła piękny obraz kobiety, począwszy od Audrey, a kończąc na wnuczkach. Każda z tych kobiet jest świadoma swoich marzeń i w końcu nie boi się po nie sięgać. Pokazuje urodę tych kobiet nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim wewnętrzną. Ukazała także jakim błędem jest przenoszenie naszych niespełnionych marzeń na kolejne pokolenia.
Pomimo opisu wyniszczającej choroby i śmierci, książka nie jest przygnębiająca. Gdzieś tam tli się nadzieja, na lepszy czas. Podoba mi się styl autorki, pisze przyjemnie i nie rozwleka opisów, a dialogi są realistyczne.
Myślę, że autorka zawarła pewne przesłanie w swoim utworze, pokazuje, że niedomówienia, brak szczerej rozmowy i umiejętności komunikacji mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Polecam.
Gdybyś tylko wiedziała’ autorstwa Hannah Beckerman często jest porównywane do twórczości Moyes, ja swój egzemplarz mam oczywiście z www.czytampierwszy.pl
Audrey umiera, zostało jej już niewiele czasu. Jej organizm pochłaniany jest przez raka, który atakuje kolejne narządy. Wykorzystuje czas, który jej pozostał w pełnym tego słowa znaczeniu. Zaczyna spełniać swoje marzenia, które zapisała jako szesnastolatka w pamiętniku. W dążeniu do celu pomagają jej wnuczki Wie, że musi się spieszyć, ale ma bardzo ważne zadanie do wykonania, musi pogodzić swoje córki. Jess i Lily nie rozmawiają ze sobą, a ich nastoletnie córki nie mają prawa kontaktu.
Jedna próba pojednania skończyła się karczemną awanturą; w przeszłości wydarzyło się coś, co nie pozwala Jess spojrzeć na Lily, nie chce mieć z nią żadnego kontaktu. Zwłaszcza, że uważa, że to wina Lily, że ich ojciec nie żyje.
‘Teraz z tamtego szarego wrześniowego dnia pamiętała tylko pełne gniewu przekonanie, że Lily nie powinna tam przychodzić. Po tym, co zrobiła, straciła prawo do opłakiwania ojca nad jego grobem.’
Za każdym razem kiedy Audrey próbuje porozmawiać z Jess na ten temat, kończy się to kłótnią.
Co takiego wydarzyło się w przeszłości, że dwie najbliższe sobie kobiety nie spędziły w swoim towarzystwie więcej czasu niż pięć minut w ciągu dwudziestu ośmiu lat?
Ta książka to wyciskacz łez, choroba, rozpad rodziny i liche próby jej połatania, ustępują walce o swoje marzenia i ideały. Przez większość książki wiemy, że coś się wydarzyło co spowodowało rozpad rodziny, a odkrywanie tej bolesnej prawdy odbywa się powoli.
Całość zbudowana jest jak dobry thriller; czekamy w napięciu na rozwiązanie zagadki, a informacje, które są szczątkowo udzielane sprawiają, że możemy wyciągnąć mylne wnioski. (Początkowo myślałam, że ojciec jest złym charakterem.)
Postacie, które zbudowała są wielowymiarowe. Stworzyła piękny obraz kobiety, począwszy od Audrey, a kończąc na wnuczkach. Każda z tych kobiet jest świadoma swoich marzeń i w końcu nie boi się po nie sięgać. Pokazuje urodę tych kobiet nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim wewnętrzną. Ukazała także jakim błędem jest przenoszenie naszych niespełnionych marzeń na kolejne pokolenia.
Pomimo opisu wyniszczającej choroby i śmierci, książka nie jest przygnębiająca. Gdzieś tam tli się nadzieja, na lepszy czas. Podoba mi się styl autorki, pisze przyjemnie i nie rozwleka opisów, a dialogi są realistyczne.
Myślę, że autorka zawarła pewne przesłanie w swoim utworze, pokazuje, że niedomówienia, brak szczerej rozmowy i umiejętności komunikacji mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, dziękuję, że dotarłeś aż tutaj. Czekam na Twoje zdanie w tym temacie, śmiało- będzie mi miło podjąć się dyskusji.