Zbigniew Graczyk- Wózkiem przez świat ( recenzja ).
Dzięki Czytam Pierwszy zamówiłam te pozycje w formie ebooka i to był błąd.
Sama forma jest dla mnie mniej przyjemna niż papierowa, do tego musiałam zainstalować aplikacje w telefonie. Od razu po przeczytaniu usunęłam aplikację- nie mam miejsca w telefonie na takie rzeczy. Szkoda, że nie można było wgrać pliku do innego nośnika- mam wbudowaną fabrycznie apkę Kindla.
Książka to spisane przez autora wspomnienia z jego podróży po świecie, którym towarzysza przyjaciele oraz jego 150kg wózek elektryczny.
Zbigniew Graczyk jest niepełnosprawny prawie od początku swojego życia, ale pomimo to walczy i stawia na swoim. Wydziera się chorobie i udowadnia, ze nie ma dla niego granic. Chyba, ze jego wózek nie może sobie z czymś poradzić. Autor odkrywa przed nami, pewnie nie bez obaw, swój świat. Swoją zależność od innych traktuje jak coś naturalnego- jestem pod wrażeniem.
Z lekkością wprowadza nas w swoją chorobę, opisuje jakby dotyczyła kogoś innego. Nie jest zgorzkniały, nie ma do nikogo pretensji.
Zbigniew Graczyk czerpie z życia tyle ile jest w stanie.
'Nie jestem fizycznie samodzielny, trzeba to jasno powiedzieć. Straciłem władzę w nogach, w rękach. Sam nigdy bym nie mógł przemierzyć tylu kilometrów.[...]Jestem ograniczony fizycznie, ale mam w pełni sprawną głowę.'
Moją jedyną ułomnością jest moje lenistwo i odkładanie rzeczy na później, dlatego z niezdrową ciekawością chciałam dowiedzieć się jak wygląda świat z perspektywy czterech kółek.
Całość określiłabym jako pamiętniki z podróży, podoba mi się ogólny styl autora. Sposób w jaki pisze i opisuje rzeczywistość jest bardzo przyjemny. Anegdotki potrafią rozbawić, ale także wzruszyć- gdy na drodze do marzeń staje ułomność.
Wiele ciekawostek, wręcz wskazówek podróżniczych sprawiają, że jest to dosyć smaczny kąsek. Osobiście marzyłam o Norwegii, teraz dopisałam koło podbiegunowe do tej listy i Teneryfę. Myślę, że skorzystam z polecanych miejsc i wystrzegę się przed tymi, których oglądanie jest stratą czasu.
'Na teneryfie, jak w każdym miejscu, na turystów czyhają... pułapki, czyli przereklamowane miejsca i obiekty, do których tłumy ciągną, nie wiadomo po co.'
Zdjęcia pejzaży dodają kolorytu.
Jedyne co mi przeszkadzało to brak takiej informacji od strony technicznej, na co zwrócić uwagę przy organizacji podróży. Co jest koniecznością, a co przeszkodą.
Zapraszam Was na blog i kanał youtube autora.
Sama forma jest dla mnie mniej przyjemna niż papierowa, do tego musiałam zainstalować aplikacje w telefonie. Od razu po przeczytaniu usunęłam aplikację- nie mam miejsca w telefonie na takie rzeczy. Szkoda, że nie można było wgrać pliku do innego nośnika- mam wbudowaną fabrycznie apkę Kindla.
Książka to spisane przez autora wspomnienia z jego podróży po świecie, którym towarzysza przyjaciele oraz jego 150kg wózek elektryczny.
Zbigniew Graczyk jest niepełnosprawny prawie od początku swojego życia, ale pomimo to walczy i stawia na swoim. Wydziera się chorobie i udowadnia, ze nie ma dla niego granic. Chyba, ze jego wózek nie może sobie z czymś poradzić. Autor odkrywa przed nami, pewnie nie bez obaw, swój świat. Swoją zależność od innych traktuje jak coś naturalnego- jestem pod wrażeniem.
Z lekkością wprowadza nas w swoją chorobę, opisuje jakby dotyczyła kogoś innego. Nie jest zgorzkniały, nie ma do nikogo pretensji.
Zbigniew Graczyk czerpie z życia tyle ile jest w stanie.
'Nie jestem fizycznie samodzielny, trzeba to jasno powiedzieć. Straciłem władzę w nogach, w rękach. Sam nigdy bym nie mógł przemierzyć tylu kilometrów.[...]Jestem ograniczony fizycznie, ale mam w pełni sprawną głowę.'
Moją jedyną ułomnością jest moje lenistwo i odkładanie rzeczy na później, dlatego z niezdrową ciekawością chciałam dowiedzieć się jak wygląda świat z perspektywy czterech kółek.
Całość określiłabym jako pamiętniki z podróży, podoba mi się ogólny styl autora. Sposób w jaki pisze i opisuje rzeczywistość jest bardzo przyjemny. Anegdotki potrafią rozbawić, ale także wzruszyć- gdy na drodze do marzeń staje ułomność.
Wiele ciekawostek, wręcz wskazówek podróżniczych sprawiają, że jest to dosyć smaczny kąsek. Osobiście marzyłam o Norwegii, teraz dopisałam koło podbiegunowe do tej listy i Teneryfę. Myślę, że skorzystam z polecanych miejsc i wystrzegę się przed tymi, których oglądanie jest stratą czasu.
'Na teneryfie, jak w każdym miejscu, na turystów czyhają... pułapki, czyli przereklamowane miejsca i obiekty, do których tłumy ciągną, nie wiadomo po co.'
Zdjęcia pejzaży dodają kolorytu.
Jedyne co mi przeszkadzało to brak takiej informacji od strony technicznej, na co zwrócić uwagę przy organizacji podróży. Co jest koniecznością, a co przeszkodą.
Zapraszam Was na blog i kanał youtube autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, dziękuję, że dotarłeś aż tutaj. Czekam na Twoje zdanie w tym temacie, śmiało- będzie mi miło podjąć się dyskusji.